logo

Dane kontaktowe

ul. M.Boruty-Spiechowicza 24
43-300 Bielsko-Biała

Email: biuro@plikcenter.pl

Szybki kontakt tel: 692443715
Tel: (0 33) 444 61 43

Między bezpieczeństwem a inwigilacją, czyli historia o podsłuchiwaniu obywateli

Między bezpieczeństwem a inwigilacją, czyli historia o podsłuchiwaniu obywateli

Między bezpieczeństwem obywateli a naruszeniem ich prywatności istnieje bardzo cienka linia. Z działalnością organów ścigania jest mniej więcej jak ze stronami księżyca – istnieje jasna oraz ciemna. O ich „poprawności” trudno jednoznacznie zdecydować.

Żyjemy w czasach, gdy nie ma tygodnia bez informacji o tym, że prywatność obywateli została naruszona przez organy ścigania, polityków chcących powiększyć swoje wpływy czy szantażystów, którzy dla swoich korzyści wdzierają się z butami w nasze prywatne życie. Rządy państw i korporacje starają się wiedzieć coraz więcej o swoich obywatelach i klientach. Skala zjawiska jest pokaźna. W ostatnich dniach o podsłuchiwaniu obywateli pisaliśmy przynajmniej dwa razy – o systemie podsłuchowym na terenie Polski czy o tym, jak smartfony zbierają dane o swoich użytkownikach – a kolejne tematy wypływają (np. 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7). Im więcej elektroniki w naszym życiu, tym więcej miejsc, w które ktoś może ingerować.

Gdzie kończy się granica między inwigilacją a bezpieczeństwem państwa czy obywateli? Czy podsłuchiwanie w pozornie szczytnym celu – jakim jest zapobieganie przestępstwom – jest dobre? Trudno na te pytania odpowiedzieć jednoznacznie. Z jednej strony, dopóki człowiek nie zostanie prawomocnie skazany, jest niewinny, przysługują mu również prawa człowieka, które zabraniają wchodzenia w jego życie bez jego wiedzy. Z drugiej zaś zapobieganie atakom terrorystycznym dzięki inwigilacji byłoby pewnie akceptowalne. Większość ludzi wychodzi zapewne z założenia, że dopóki mnie to nie dotyczy, to nie ma problemu. Temat bardzo kontrowersyjny i ilu ludzi na świecie, tyle będzie opinii.

Dilerzy miejcie się na baczności, DEA ma na Was sposób!

W dobie społeczeństwa informacyjnego coraz trudniej jest zaskoczyć czymś drugą stronę. Czasem najprostsze rozwiązania nie są już skuteczne i trzeba pójść o krok dalej. Tak właśnie musiała zrobić Agencja do Walki z Narkotykami (DEA) w walce z kartelami narkotykowymi. Aby zdobyć punkt zaczepienia w śledztwach, jej agenci postanowili wdrożyć w życie dwa plany polegające na dystrybucji podstawionych telefonów komórkowych BlackBerry. Opracowano dwie taktyki – pierwsza z nich zakładała dystrybucję zaszyfrowanych telefonów (do których agencja posiadała klucze szyfrujące) wśród ludzi kartelu. Drugim sposobem była sprzedaż komórek z oprogramowaniem do nadzoru, które było instalowane tuż przed przekazaniem w ręce przestępców lub istniała możliwość jego zdalnego zainstalowania. Dzięki tym rozwiązaniom DEA mogło inwigilować środowisko karteli narkotykowych.

Pierwszą technikę ujawniono w dokumentach sądowych z 2012 oraz 2014 roku w sprawie Johna Krokosa, obywatela Kanady. Na początku 2010 roku osoby związane z Kanadyjczykiem kupowały podstawione telefony od źródła w Kalifornii.  Po aresztowaniu najbliższych współpracowników Krokosa rząd amerykański ujawnił, że posiada możliwość rozszyfrowania przechwyconych danych z urządzeń. W dokumentacji sądowej można przeczytać, że dopiero od połowy 2010 roku agenci posiadali nakazy na monitorowanie podstawionych urządzeń w czasie rzeczywistym, lecz nie ma wzmianki o tym, że mieli zgodę na dystrybucję „zainfekowanych” telefonów. W odpowiedzi na zapytanie od organizacji Human Rights Watch firma BlackBerry zaprzeczyła, jakoby brała udział w tym procederze. Podkreśliła też, że nie posiada kluczy szyfrujących do swoich urządzeń, więc nie byłaby w stanie dostarczyć ich rządowi w reakcji na nakaz sądowy.

Druga taktyka – instalowania oprogramowania do nadzoru telefonu – została wykryta w 2015 roku, gdy wyciekły wewnętrzne e-maile firmy Hacking Team. Wśród korespondencji można znaleźć notatkę ze służbowego spotkania urzędnika DEA ds. zakupów z przedstawicielami wspomnianej firmy. Ani jedna, ani druga strona nie chciały udzielić komentarza w sprawie poczty z dnia 20 maja 2015. Jednak w lipcu 2015 roku Departament Sprawiedliwości USA wystosował list do senatu, w którym potwierdził, że aplikacja do nadzoru od Hacking Teamu może zostać zainstalowana zdalnie lub poprzez fizyczny dostęp do urządzenia. Ponadto w piśmie zamieszczono opis akcji z użyciem „zainfekowanych” telefonów poza granicami Stanów Zjednoczonych. Z wyjaśnień wynika, że wszystko odbywało się zgodnie z prawem – w 16 przypadkach oprogramowanie zostało podłożone na podstawie nakazów sądowych, umożliwiających zbieranie pisemnej komunikacji w czasie rzeczywistym. W tym samym liście widnieje również informacja jakoby DEA zakończył współpracę z Hacking Teamem.

„Wielki brat” patrzy!

Kanadyjski rząd oraz organy ścigania planują wdrożyć dwa algorytmy śledzące użytkowników – zakończenie projektów planowane jest na koniec kwietnia 2019 roku. Ustawodawca poszukuje firmy, która napisze program skanujący media społecznościowe pod kątem używania przez obywateli marihuany (kiedy, gdzie i w jakich ilościach) oraz późniejszej jazdy pod jej wpływem. Oficjalnie założeniem tego przedsięwzięcia jest analiza ludzkich zachowań i możliwość dostarczania lepszych ostrzeżeń o zgubnych skutkach środków odurzających. Jak twierdzą pomysłodawcy, dane mają być anonimowe i nie będą przekazywane do policji czy agencji bezpieczeństwa. Algorytm ma zbierać jedynie metadane, informacje o lokalizacji „zdarzenia”, ale jednocześnie nie zapisywać innych osobistych danych użytkowników.

W przypadku projektu realizowanego przez kanadyjskie organy planowane jest stworzenie algorytmu, który będzie śledził rynki narkotykowe w darkwebie pod kątem kupna-sprzedaży środków odurzających przez obywateli Kanady. Ma to na celu zbadanie rozmiaru tego procederu w internecie, zwiększenie efektywności policji oraz wykrycie nielegalnych internetowych sklepów z narkotykami.

Podsumowanie

Wszelkie ogólnodostępne akta spraw związanych z użyciem podstawionych telefonów BlackBerry przez DEA rodzą więcej pytań niż odpowiedzi. Opisane wyżej działania wywołują kontrowersje, gdyż mocno zahaczają o prawa człowieka. Nigdzie nie ma wzmianki, że czynności te były wykonywane w zgodzie z międzynarodowym prawem. O ile w ramach walki z narkotykami czy terroryzmem można usprawiedliwiać takie działania, to trzeba się mocno obawiać o inne aspekty „bycia” obywatelem – jak wolność słowa, przeciwne poglądy polityczne do rządzących, profilowanie. Podobnie sytuacja ma się w przypadku „wielkiego kanadyjskiego brata”, gdzie projekt pozornie jest dobry, ale ostatecznie nie wiadomo, jak zostanie wykorzystany i na ile anonimowy będzie. Teoretycznie wszystkie wydarzenia mają miejsce za oceanem, ale jeśli ktoś z sukcesem wdroży pewne rozwiązania do inwigilacji, to prędzej czy później zainteresować się nimi mogą także inne kraje.

Im więcej elektroniki w naszym życiu, tym prostsze jest inwigilowanie obywateli. Czy odbywa się to zgodnie z obowiązującymi regulacjami dot. praw człowieka, czy niezgodnie – to już inna kwestia. Z reguły o słuszności podjętych decyzji decyduje punkt widzenia – agencje rządowe, politycy czy urzędnicy będą twierdzili, że celem jest dobro obywateli, natomiast zwykli ludzie mogą sądzić, że jest to zbyt wielka ingerencja w ich życie. Każdy z nich będzie miał trochę racji.

 

 

źródło: zaufanatrzeciastrona.pl